1,3 tys. views, 12 likes, 0 loves, 0 comments, 8 shares, Facebook Watch Videos from OSP Lipa: Nie mówimy żegnaj lecz do zobaczenia Druhu [*]
17 października 2018Odpowiedzi na pytaniaNie tak dawno otrzymaliśmy następujące pytanie: Witam Ogólnie przyjętym zwrotem na pożegnanie jest „do widzenia”. Jak kulturalnie pożegnać osobę, której nie mam ochoty więcej widzieć? Zwrot „żegnam” wydaje mi się tu niewłaściwy. Czy istnieje inny, bardziej grzeczny zwrot? Pozdrawiam, Szanowny Panie, Żegnam wydaje się odpowiednie w tym sensie, że jest jasnym komunikatem negatywnym. Jeśli takiego komunikatu nie chcemy przekazywać, to nie ma chyba nic lepszego niż Do widzenia. Proszę pamiętać, że Do widzenia to tylko konwencja, utarty zwrot. On – w obecnym użyciu – wcale nie zakłada kolejnego spotkania. Co innego z Do zobaczenia, który jest dużo bardziej nacechowany pozytywnymi uczuciami, zwrócimy się tak wyłącznie do osoby, z którą mamy bliższą, mniej oficjalną relację. Z wyrazami szacunku – Paweł Pomianek PS. Prof. Małgorzata Marcjanik w poradni językowej PWN pisze: Forma powitania Witam i pożegnania Żegnam mogą być stosowane tylko przez osoby tej samej rangi pragmatycznej, tj. osoby w podobnym wieku czy na równorzędnym stanowisku, lub przez osoby wyższe rangą do osób rangi niższej. Formy te świadczą o braku dystansu między rozmówcami. Zdecydowanie nie zgadzam się z ostatnim zdaniem tej wypowiedzi, przynajmniej co do formy Żegnam. Nie świadczy ona o braku dystansu, ale raczej o stawianiu się wyżej nad rozmówcę, a przy tym komunikuje chłód, co wybrzmiewa również w pytaniu p. który zdaje się mieć podobne odczucia. Zobacz wpisy na podobne tematy: Jak zacząć e-mail? Przyczynek do „Witam!” inicjującego e-mail Tagi: pożegnanie
1,787 views, 91 likes, 62 loves, 31 comments, 4 shares, Facebook Watch Videos from Poznański Festiwal Kryminału Granda: To nie jest żegnaj, lecz do zobaczenia bo najlepsza GRANDA zawsze przedOstatni czas uświadamia mi coraz bardziej, że prawdziwe poznanie człowieka jest możliwe dzięki przebywaniu i spotkaniu z drugim człowiekiem, który jest odmienny od nas… inny niż my sami. Przysłowie polskie lub powiedzenie mówi, że aby poznać przyjaciela trzeba zjeść z nim beczkę soli…coś w tym jest. Moja relacja z ks. Januszem nie była przyjacielska, ale była w miarę bliska, też dlatego, że był księdzem jak i później naszym Moderatorem generalnym. Pamiętam jak będąc jeszcze na etapie przyglądania się wspólnocie patrzyłam na niego, a raczej obserwowałam go i zawsze w stosunku do innych osób był uśmiechnięty. Myślę, że wtedy obserwowaliśmy się wzajemnie, ale to czego nigdy nie można było zarzucić ks. Januszowi to jego dyspozycyjności. Pamiętam, jak niejednokrotnie odwoził mnie do domu… a mieszkam ok. 30 km od Głogowa. Później, jak już była Cichą Pracownicą Krzyża ta znajomość zmieniła formę. Ks. Janusz był przełożonym wspólnoty w Głogowie, moderatorem na kraj, więc zawsze z wielkim szacunkiem patrzyłam na niego. Na początku oboje wiedzieliśmy, że będzie nam trudniej współpracować z sobą, bo ks. Janusz był typem człowieka, który wiele rzeczy robił na ostatnią chwilę a ja lubię mieć zaplanowane. On sam jednego razu, jak odwoził mnie do domu, powiedział, że będzie nam się trudno współpracowało, bo jesteśmy różni. Fakt, nie było łatwo, ale powiem Wam, że z czasem, jak już znaliśmy swoje sposoby pracy dogadywaliśmy się i nawet nam to wychodziło. Mówi się, że człowieka poznaje się całe życie i taka jest prawda. Każdy z nas ma swój etapy w życiu i każdy na tych etapach jest inny. Ponadto zmieniamy się, dojrzewamy i nigdy nie możemy powiedzieć, że znamy kogoś na 100%, bo sami nie możemy tak powiedzieć o sobie. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak się zachowamy w danej sytuacji czy w danym momencie. Dlatego im dłużej byłam we wspólnocie tym bardziej odkrywałam ks. Janusza nie tylko jako kapłana, ale też jako człowieka. To, co zawsze mnie w nim ujmowało, to ta łatwość w podejściu do osób, których nie zna. Ta jego otwartość była godna naśladowania, ale też wiem, że miał ją od Boga. Im bliżej jest się Boga, tym bardziej jest się otwartym na drugiego człowieka. Ks. Janusz taki był. Zmiana, którą udało mi się zaobserwować i nie tylko mi, był moment, w którym ks. Janusz po raz pierwszy został wybrany na Moderatora Generalnego. Zmienił się. Nabrał takiego wewnętrznego ducha, czuło się, że został odmieniony przez Boga i łaskę związaną z nową rolą. Jego sposób mówienia, działania, czasami walki o to, co dobre dla całego stowarzyszenia, walki o drugiego człowieka…to były rzeczy, którymi żył, z którymi się mierzył, ale też które oddawał w ręce Maryi. Niejednokrotnie rozmawiałam z nim w cztery oczy i widziałam, jak się zmienia z czasem…te rozmowy były inne niż kiedyś… Bardzo sobie ceniłam w nim to, jak właśnie z wielką troską podchodził do każdego bez wyjątku. Ile serca wkładał w utrzymywanie relacji z ludźmi pomimo tego, że wyjechał do Rzymu i tam zamieszkał. Myślę, że nikt nie czuł się opuszczony przez niego. Te jego telefony w niedzielne przedpołudnia, zawsze z życzeniami okolicznościowymi czy częste wiadomości na WhatsAppie wraz z zapewnieniem o modlitwie… które w moim przypadku przychodziły zawsze w momencie, kiedy tej modlitwy potrzebowałam. Pamiętam jak wiele go kosztowało przyjęcie reelekcji na kolejne 6 lat bycia Moderatorem Generalnym…byłam świadkiem, bo uczestniczyłam osobiście w wyborach w Valleluogo…, ale później też pełną pokory odpowiedź – przyjmuję i ufam i zawierzam Maryi Niepokalanej… Te ostatnie 2 lata życia ks. Janusza to dla mnie był czas, w którym jeszcze bliżej poznałam go, nie tylko jako mojego Moderatora Generalnego, ale jako współbrata. Bardzo często rozmawialiśmy przez telefon, choć nie ukrywam, że każda taka rozmowa była dla mnie, pomimo wszystko związana ze stresem…i dziś jak sobie to wspominam, to zastanawiam się, skąd brał się ten stres…Może z faktu, że jednak miałam w głowie to, że rozmawiam właśnie z Moderatorem generalnym, moim przełożonym… Jeszcze dwa lata temu pomagałam mu w jednej rzeczy, przez cały rok i tak naprawdę to ten fakt, otworzył nas w jakiś sposób na siebie… czułam, że ta nasza relacja ponownie się zmienia. Nabiera innego kształtu… No i ten ostatni czas…jeszcze w sierpniu dzwonił i chciał przyjechać, odwiedzić mnie, ale wiedział, że pandemia jest pandemią i nie możemy narażać ani mnie, ani moich rodziców… uszanował to, ale kontakt z ks. Januszem miałam do roku, do godziny kiedy to po raz ostatni nagrał mi się na WhatsAppie i dla mnie to było pożegnanie wypowiedziane z wielkim trudem… Słuchając ostatnio tych słów, wiem, że tak było – to było pożegnanie ze mną, rozpoczęte od słów „Droga Beato” a Ci nas znają wiedzą, że tak się do mnie nie zwracał na co dzień … jego słowa były słowami, takiej totalnej jedności z Bogiem. On już nie myślał o sobie…ks. Janusz w tym swoim największym cierpieniu i zjednoczeniu z Chrystusem cierpiącym myślał o innych… Tyle osób modliło się… a ks. Janusz te wszystkie modlitwy właśnie przekierował za tych, za których nikt się nie modli, a którym te modlitwy były i są potrzebne…To była jego wielkość…i choć do końca miał nadzieję, że „a może jednak” to już przeczuwał, że to jest ostatnia prosta przez spotkaniem z Panem. To właśnie od tego dnia zaczęłam się modlić tylko i wyłącznie o wypełnienie woli Bożej… Odszedł do domu Ojca czyli 5 dni po ostatniej wiadomości do mnie… Jestem wdzięczna ks. Januszowi za to, że zawsze był blisko mnie i wiem, że nadal będzie. Może przyjaciółmi nie byliśmy, ale na pewno był moim współbratem i wierzę, że będzie czuwał nade mną, ale też nad całym stowarzyszeniem i że będzie nas wspierał. A kiedyś… zobaczymy się tam… w niebie…przed Panem… Dziękuję Ks. Januszu za wszystko. Do zobaczenia w NIEBIE! Nawigacja wpisu
Falon nie mówi "żegnaj", lecz "do zobaczenia" Czwartek, 18. lipca 2019, godz. 13:31 Kacper Falon rozwiązał z Widzewem Łódź kontrakt za porozumieniem stron. 20-05-2022 / 16:30(akt. 21-05-2022 / 08:47)– Jest trochę zadowolenia, że to już koniec. Nie ma co tego przeciągać, kończymy sezon, który dla klubu, drużyny był taki, jaki jest. Dobrze by było, aby pojawił się jeszcze miły akcent w postaci zwycięstwa, chciałbym o to powalczyć z zespołem, zobaczymy, czy się uda. Po meczu przyjdzie czas, by popatrzeć na to, co przed nami – mówił Aleksandar Vuković przed sobotnią rywalizacją z Cracovią ( godz. 17:30). Dla Serba będzie to ostatnie spotkanie w roli trenera Legii.– Serce mocniej zabije, że to ostatni taniec, czy może pojawi się myśl: "a może tu kiedyś wrócę"? Ja już tak często z klubu odchodziłem i wracałem, że nie wypada za bardzo tego przeżywać, mówiąc pół żartem. Nie jestem osobą, która się zbytnio przejmuje. Przede mną ostatni mecz w Legii. Wydaje mi się, że fajną rzeczą jest to, że – koniec końców – wypełniłem kontrakt, który podpisałem jakiś czas temu. Wiadomo, że wyglądało to inaczej, niż sobie wyobrażałem, ale ostatecznie umowa z klubem została zrealizowana. Czas na nowe wyzwania. Cieszę się, że koniec – mimo wszystko, z mojego punktu widzenia – nie jest tak smutny czy zły, jak mógłby być, biorąc pod uwagę to, co było w grudniu czy nawet na przełomie stycznia i lutego. – Warto było wrócić do Legii, to – bez dwóch zdań – klub, który wiele dla mnie znaczy. Zostałem poproszony i zapytany o chęć pomocy drużynie, dlatego z mojego punktu widzenia nie mogłem postąpić inaczej. Przeżywałem to i bardzo chciałem wyjść z tego obronną ręką. Gdybym był w innej sytuacji, nie udałoby się zrealizować celu, czyli utrzymania – czego niektórzy nie brali pod uwagę, lecz w sporcie wszystko jest możliwe – to na pewno rozmawialibyśmy inaczej. Ale w tej chwili mówię, że było warto.– Czy można powiedzieć, że nie mówię Legii "żegnaj", tylko "do zobaczenia"? Nie mówię też "do zobaczenia", po prostu wiem, że rola trenera jest taka, że dziś jesteś tu, a zaraz w innym miejscu. Zobaczymy, jak potoczy się życie. Wiecznym trenerem nie będę. Z chęcią będę wracał na ten stadion – robiłem tak, gdy nie byłem pracownikiem klubu. Przewiduję, że będzie tak również w przyszłości. Jeśli chodzi o plany zawodowe, to teraz w ogóle o nich nie myślę.– Jaką zostawiam Legię piłkarsko i w szatni? Przed klubem, drużyną jest kolejny etap, żeby się rozwijać we właściwą stronę. W mojej sytuacji najważniejsze było działanie doraźne i zapewnienie tego, co najważniejsze. Dopiero w tej chwili jest wiedza na temat potrzeb zespołu, kto powinien w nim być, a kto nie, jakich zawodników sprowadzić, by drużyna się wzmocniła i wyglądała dużo lepiej w przyszłym sezonie. Ktoś inny będzie o tym myślał i to realizował, natomiast mam wiedzę w tej sprawie. Na pewno chciałbym zatrzymać w tej drużynie Josue, Wszołka czy Tomasa Pekharta – robiłbym dużo, aby tak było. Mam inne przemyślenia dotyczące piłkarzy, których tutaj być nie powinno, lecz to już inna kwestia.– Od dłuższego czasu wszyscy wiedzą, co ma być. Sobotni mecz jest ostatnim w tym trudnym sezonie dla drużyny, która też swoje przeżyła. Przed nami jeszcze jeden trening. Chciałbym, aby zawodników, których uważam za ratujących obecne rozgrywki czy wyciągających klub ze strefy spadkowej, było na boisku jak najwięcej. Jeśli będzie oczywiście taka możliwość, to wszyscy zdrowi, którzy pomogli mi i ja im, znajdą się na murawie.– Jak sytuacja zdrowotna, co z Johanssonem i Jędrzejczykiem? Nadchodzący, dzisiejszy trening da nam odpowiedzi, szczególnie w obronie są znaki zapytania, mamy z tym trochę kłopotów. Dopiero jutro będzie jasne, kto z nich jest w 100-procentach Serba i części sztabu to – przynajmniej na razie – ostatni mecz, tak jak dla minimum sześciu zawodników. – Czy zamierzam dać niektórym piłkarzom szansę pożegnania, minuty? Nie, bo sam nie chcę być specjalnie żegnany, nie będę się tym kierował w wyborze graczy czy dokonywaniu zmian. To ostatni mecz sezonu, który – przynajmniej ze swojej strony – potraktuję tak, że spróbuję tyle, ile można, by go wygrać – dodał "Vuko".– Cracovia ustabilizowała się w końcówce, zagrała kilka naprawdę dobrych spotkań, w dużej mierze zadecydowała o mistrzostwie dla Lecha, bo to ona zaskoczyła Raków na stadionie w Częstochowie, zabierając mu dwa "oczka". Krakowianie punktowali też u siebie, prowadzi ich doświadczony trener, który nie raz pokazał, że umie pracować z drużyną i prowadzić ją we właściwy sposób. Dlatego nie jest to zaskoczenie. Jest tam też kilku zawodników, którzy są przed pożegnaniem z klubem. To zespół bardzo solidny, niezwykle dobrze grający w ostatnim czasie, ale uważamy, że stać nas w sobotę na zwycięstwo, o które osób zarejestrowanych pojawiają się w tym artykule automatycznie. Komentarze osób niezalogowanych wyświetlą się po zatwierdzeniu przez moderatora.